piątek, lipca 08, 2011

On

28 wrzesień 2008 widzieliśmy się pierwszy raz i tak się zaczęło póki co trwa nadal.

Poznaliśmy się chyba w sierpniu przez scan dla mniej wtajemniczonych coś jakby portal randkowy w telefonie komórkowym.. Nie był pierwszym z którym pisałam... Ale zawsze trafiały mi się jakieś buraki co tylko o seksie myślały co ambitniejsi chcieli żebym im zrobiła dobrze , żal ściska. Powiedziałam sobie, że to NAPRAWDĘ OSTATNI RAZ i kończę z tym szambem. I tak poznałam R dobrze zbudowany zielonooki brunecik. Tak przynajmniej napisał wymiana zdjęć nie była możliwa ze względów technicznych. Może i dobrze nie zraził się do mnie bo nie widział jak wyglądam a mam sporo kompleksów a dokładniej 20 kg ;) Owszem miałam znajomych ale tego jedynego jakoś nie.... Pomyślałam aaa spróbuję
Już na początku podciął mi skrzydła jak oznajmił że ma córke jednak kontaktów z jego byłą kobietą nie utrzymuje z dzieckiem też nie (o tym później) w sumie chciałam zrezygnować ale coś mnie ciągło do tego faceta... Może właśnie to coś
Pisaliśmy ze sobą dzień w dzień nalegał na spotkanie ja to ciągle odwlekałam bałam się po prostu że mu się nie spodobam. Poznawaliśmy się coraz lepiej dla mnie był idealny czuły romantyczny ale również zaborczy...
No i stało się coś... masakra jednym słowem
R trafił do szpitala dla nerwowo chorych zrobił rozrube w domu i miał myśli samobójcze o F**** to za łagodne określenie. Co prawda wiedziałam że ma problemy jak odszedł od byłej ale nie miałam pojęcia że ku...rdesz TAKIE. co robić w głowie miałam pustkę chciałam uciec jak najdalej zapomnieć o nim zerwać znajomość w sumie po co mi ktoś z problemami. Jednak on dalej pisał przepraszał, był zagubiony wtedy zdecydowałam że nie zerwę kontaktu przecież jest w szpitalu.... Wtedy pierwszy raz rozmawialiśmy chyba z 2 godziny,,,, nie zapomnę tego do końca życia taki spokojny miły głos... taki męski w życiu nie powiedziałabym że zdolny by był do czegoś takiego a jednak.
Postanowiłam że mu pomogę napisałam do niego do szpitala list ze swoim zdjęciem następnego dnia ubłagał lekarzy i wyszedł żeby się ze mną spotkać

4 komentarze:

ola pisze...

hej, trafiłam na twojego bloga przez myskę i bardzo mnie zaciekawił ten post... mam nadzieję, że nastąpi ciąg dalszy?

Amelia pisze...

pewno że nastąpi.... już zabieram się do roboty;)

myska pisze...

taaaak! początek robi wrażenie, też od razu chciałabym wiedzieć wszystko! :)

Alutka pisze...

Wiesz co...po tym Twoim poście to normalnie jakbym o swoim byłym czytała:) Dobrze, że już BYŁY:)