piątek, grudnia 30, 2011

śmieje się bo jestem szczęśliwa

A jak już chodzę po firmie i uśmiecham się jak głupi do sera to coś ze mną nie tak , bo ostatnio to jak chmura gradowa się przemieszczałam. Ale PSM minął święta minęły, postanowiłam nie zagłębiać i nie rozkładać na czynniki pierwsze wielu spraw, życie jest za piękne żeby je tracić na bezowocne rozmyślania. Tylko z Sylwestrem trochę nie po mojej myśli , ale to da się odbić. A najlepsze to jest to że obudziłam się w nocy chyba ok 4 i byłam jakaś taka dziwnie spokojna , było mi tak dobrze w ciepłym łóżku jak nigdy.
Moje noworoczne postanowienie
-nigdy więcej użalania się nad sobą never
-nigdy więcej papierosów
- nigdy więcej przejmowania się moją rodzicielką
- żadnych wyrzutów sumienia
- eee może zrobię magistra ;)
- nie będę obcinać włosów
- pojadę w końcu na wakacje
- nie będę jeść słodyczy (o zgrozo)
- zrobię coś szalonego
i najważniejsze będę żyć tak jak zawsze tego chciałam , nie tak jak narzucają mi to inni
Amen

wtorek, grudnia 27, 2011

I po świętach

A jak to szybko nam zleciało , spokojne były  tegoroczne święta w rodzinie w  ciszy i spokoju bez tłumu gości i niepotrzebnych stresów . R przyjechał w wigilię z prezentem zrobiłam mu kawę i pojechał i z tym związkiem to by było na tyle on chce coś naprawiać żebym mu dała szanse , powiedziałam że nie widzę przyszłości dla tego związku. Zresztą moja starsza trzyma rękę na pulsie co mnie bardzo denerwuje ale powinnam się przyzwyczaić na tyle ją znam w końcu to moja matka. Ale dajemy z ojcem radę dobrze , że on potrafi ją do porządku przywołac żeby przystopowała z marudzeniem. Życie życie , ale cóż wolne miałam dziś mieć ale nie przeszło wiadomo szef poświateczny , więc muszę to wszystko ogarnąć  ;)

środa, grudnia 21, 2011

karpia trzeba zabić

Karpia zabić trzeba humanitarnie co by się za długo męczyć skubany nie musiał, a więc wczoraj dokonałam na nim morderstwa na dodatek musiałam go z podłogi zbierać aż taką miał wolę życia .

Choinka dziś zostanie ubrana , pokój nowy już skończony łącznie z instalacją sprzętu tv , bigos dusi się wolno na ogniu , prezenty zapakowane w szafie, ukryte głęboko.

A ja tęsknie, za miłością za uczuciem ciepła na sercu , spokojem ciszą. Nie będę sama ale samotna , nie tak wyobrażałam sobie te święta , to życie...
Nic nie idzie zaplanować , wiem ale wybory jakich dokonałam dotychczas mają na to jak jest teraz. Wiem , że potrzeba czasu , że wszystko się ułoży tylko kiedy? Nie mam ochoty patrzeć jak życie przelatuje mi przez palce a mam takie wrażenie . Musze coś zrobić żeby to zmienić , nie będę siedzieć bezczynnie na dupie bo to na nic się nie zda. Najtrudniej zrobić pierwszy krok
Życie najbardziej daje w dupę w najmniej oczekiwanym momencie

czwartek, grudnia 15, 2011

Po prostu sobie nie radzę z tym wszystkim . A było już tak dobrze zajęłam się przeprowadzką nie myślałam aż do wczoraj . Uświadomiłam sobie , że moja mama nie wie jeszcze nic o R, ja nie wspominałam a ona myśli , że jest wszystko w porządku i że będzie u nas na święta po prostu nie umiem jej powiedzieć całej prawdy . Wstydzę się zresztą ona i tak nie wiedziała jaki jest  , dla niej był normalny miły i sympatyczny. 
Miała gdzieś jego numer w telefonie i wczoraj do niego zadzwoniła. Ja mam z nim kontakt owszem ale raczej chłodny wiadomo że mu się na szyję nie rzucę , ale z jego zachowania wynika że chciałby to naprawić a mnie serce krwawi , krwawiło do dziś. Pies nasz wspólny zachorował , miał być mój ale dopiero jak już na dobre się przeprowadzę. R dzwonił do mnie się skonsultować co robimy z psem ma najprawdopodobniej zapalenie ucha i trzeba do weterynarza, no to powiedziałam , że jestem bez grosza , nie kłamałam . Po remoncie jestem kompletnie spłukana. Nie miałam nawet tych żałosnych 40 zł na wizytę u weterynarza ale przekonałam szefa żeby dziś dał mi już wypłatę z R się umówiłam, żeby przyszedł do mnie to mu dam i niech idzie do tego weterynarza. Ale... no to byłoby za piękne jak by wreszcie zrobił coś jak należy. Zadzwonił dziś do mnie rano i zaczyna o jakiś maściach opowiadać i cuda wianki , nie mogłam gadać więc mówię przyjdź po te 4 dychy i pasuje, a on że nie 4 tylko już 7 bo coś tam coś tam większe opakowanie czy coś no to mnie dopadł wkurw, że nie dość ,że płacę za całość to jeszcze stawka ciągle rośnie , nie wiem czy za zwłokę czy chce więcej piwa wychlać bo nie ufam mu . Powiedziałam że sama to po robocie załatwię zmuszę się do pójścia tam i się rozłączyłam. Po 10 minutach dzwoni , że sobie nie życzy żebym dzwoniła i żeby moja matka dzwoniła jak skąpie na psa itd itp.... no ja nie mogę... rozłączyłam się co innego miałam zrobić już nie chcę mi się z nim kłócić bo to i tak do niczego nie prowadziło nigdy moje racje się nie liczyły

Zostaje starcie z moją mamą chyba po prostu jej powiem, że było i się skończyło jak wszystko w życiu bez żadnych tłumaczeń , nie muszę się przecież tłumaczyć nikomu 

sobota, grudnia 03, 2011

Magia Świąt

Byłam wczoraj na zakupach, już powoli zaczynam się rozglądać za prezentami . Niby wszystko ok atmosfera robi się świąteczna , ale ja jakoś nie czuję tych świąt .Dorosłam? nie wiem. Przecież jeszcze kilka lat wstecz cieszyłam się jak głupi z bateryjki że choinkę z tatą ubiorę , ze ktoś podrzuci prezenty pod choinkę , że tłumy ludzi przez dom przelecą. A teraz to wszystko się po prostu jakoś rozmyło , każdy siedzi w święta w domu nikt za bardzo nikogo nie odwiedza, bo każdy na swoim. Zapach mandarynek nie pociąga jak kiedyś, przygotowania nie dają już tyle radości. Chciałabym to zmienić ale czy da radę ?

Pamiętam jak byłam dzieckiem to jedyną traumę z tego wszystkiego to wywoływał u mnie Św Mikołaj , Gwiazdor jak to się u nas mówi. Miałam może z 5 lat jak u nas na podwórku wszystkie okoliczne Gwiazdory sobie zrobiły zlot dopadły moje siostry i zlały im dupsko i od tego czasu na dzwięk dzwonka stawałam na baczność i robiłam się blada jak ściana , a wigilia to nie był dla mnie miły czas jadłam ją szybko i szłam się położyć przerażała mnie myśl spotkania z panem Gwiazdorem do tego stopnia, że gorączki dostawałam wrrr.. jecze jak sobie pomyślę to strach pozostaje 

czwartek, grudnia 01, 2011

gdzie jest mój klucz czyli jak nie mogłam trafić do domu

To się porobiło , wczoraj w firmie jak byśmy nie obchodzili Andrzejek to by było coś nie halo , a więc około południa prezes oświadczył , że coś z tym faktem należy zrobić . Zaopatrzyliśmy się w potrzebne środki i zaczęliśmy świętować wszystko było w jak największym porządku poza tym że własnie odkryłam , że spierniczyłam parę zamówień pod wpływem chwili (alkoholowej) . I poznałam suuuuper faceta , przez moje krótkie burzliwe życie chyba nie spotkałam tak błyskotliwej osoby ;) tylko że ja mam to do siebie , ze pod wpływem wysokoprocentowych trunków pieprze nie po kolei i się plącze he he ale rozmowa była bardzo przyjemna i pozostaje cicha nadzieja na więcej, bo jak już się na coś zdecyduje to nie ma że boli oj co to to nie.
Ale wracając do imprezy o 15 pojawiła się chęć zjedzenia czegoś bo jak pić na pusty żołądek więc się firmę zamkło i poleciało na koszt pracodawcy na obiad który był zbawienny w skutkach , znaczy że mogło się pić dalej ;) i pech chciał że szefa małżonka poszukiwała co by go zabić ze się nachlał i impreza dobiegała końca buuuu ;( ale moja przyjaciółka uratowała mój niedopity organizm zadzwoniła ze zaraz jest na miejscu wraca ze szkoły i czy bym nie miała ochoty bo ona musi ;) no jak mus to mus . Zatem się przeniosłyśmy do kameralnej knajpki racząc się wsciekłymi psami i wylewając wszystką żółć z wątroby. Zrobiło się późno zatem pognałyśmy gdzieś w kierunku pks co by do domu trafić nie wiem jakim cudem tam dotarłyśmy tak zawiane ale chyba opatrzność nad nami czuwała . Na miejscu trzeba było się rozejść do domów ale panna A przypomniała sobie że ma ćwiarteczkę cytrynóweczki na gorszy czas no to dawaj , dobrze że ciemno było bo jak miejscowa społeczność by nas przyuważyła to była by plama na naszym wiejskim honorze .
Idę do domu stoję przed drzwiami nerwowo szukam klucza iiii klops aaaaa nie mam klucza o fuck nie wiedziałam czy zgubiłam czy jak a okazało się że siostry nie ma na chacie i nie miałam pojęcia gdzie się znów szlaja i nie było opcji żeby jej poszukać w takim stanie . Pies chyba wyczuł o co chodzi bo zaraz schował się do budy, a to menda nie miał widocznie ochoty mnie przenocować . Usiadłam na schody i co i czekam na boskie zmiłowanie . Po pół godziny moje modły zostały wysłuchane i przypomniało mi się że moją mądra siostra czasem nie zamyka okna od swojego pokoju i wystarczy je pchnąć i się wtelepać do środka całe szczęście że to na parterze. Zdjęłam płaszcz i wbijam się na ogród musze pokonać krzaczory malin w które pięknie się wrąbałam bo nich zapomniałam ale jak już doszłam do tego okna i je mocniej pchnęłam to było otwarte !!!!! Zwinnie niczym lisica wczołgałam się do domu i poczułam dziką radość. Pominę fakt że jak zobaczyłam się w lustrze to wyglądałam jak pierwszorzędny menel od tych malin ;)