wtorek, września 27, 2011

o chorobach i tatuażach...

byłam wczoraj u kumpla i sobie strzeliłam tatuaża aż dosłownie sie lepiej poczułam jakbym robiła coś zakazanego ale było warto co prawda trochę bardzo bolało ale pan co go robił skutecznie potrafił rozładować atmosferę he he już na dzień dobry odbił mi wzór i stwierdził dobra to możesz iść. Ale dzwięk tej maszynki jest jeszcze gorszy niż u dentysty...  póki co ukrywam przed światem powstanie tego dzieła...

i na dodatek wstaję rano z takim okropnym bólem gardła że perspektywa 8 godzinnej pracy mnie jak nigdy dobiła. Zresztą nie przepadam za swoją pracą, nie jest zła idzie wytrzymać ale najbardziej lubię jak jestem sama i nikt mi się w nic nie wpierdziela... R na wiadomość o tatuażu stwierdził że jestem nie poważna i moja mama z pewnością stwierdzi że to za jego namową... a tak po prostu mi się zdaje że poprostu mi zazdrości ha haha ha. Nie ma czego bo sam też ma... No dobra wiem napaliłam się, ale zawsze ale to zawsze chciałam mieć tatuaż co do wzoru to nie miałam pojęcia jaki wybrać poszłam za żywioł.

przed momentem dzwoniła do mnie przyjaciółka R do niej wczoraj wypisywał , że ja robię z niego idiotę i nie ma mnie czasem do niego przywozić .... no kurwa bo se tatuaż zrobiłam czy co?

P.S to R to nie na cześć tego idioty co niby z nim jeszcze jestem ;) żeby nie było jakiś spekulacji ;)

3 komentarze:

Alutka pisze...

A na czyją cześć jeśli można?:)

Anonimowy pisze...

ta....

tatuaż z inicjałami...zawsze trwa dłużej niż związek.

Jutka

Amelia pisze...

aaa popadłam w samozachwyt i se wpisałam pierwszą literkę nazwiska zresztą mam sentyment do tej litery ;) jakoś bardziej mnie pociąga niż inne
JUTKA masz całkowitą rację dlatego mimo wszystko to nie jest inicjał mego partnera...