poniedziałek, stycznia 16, 2012

Wind of change

A w sobotę zrobiłam sobie maraton filmowy. Wszystko było by cacy gdyby nie telefon mojego brata co bym czym prędzej oblekała odzienie i pieszo podleciała do leśniczówki, brat trudni się myślistwem i upolowali dzika dzikiego i go oblewali , żona rzuciła mu focha i nie miał kto go do domu odwieść to zadzwonił do mnie żebym podeszła i go zawiozła. Matko z córką popierniczałam z kilometr pieszo po lesie w nocy ;) dobrze że w sumie niedaleko mieszkamy bo tak za chiny ludowe bym go nie odwiozła , jak już to mógłby u nas przenocować.
I wbrew pozorom jak człowiek mówi , że musi jechać coś załatwić to nie wcale nie musi być żadne ściemnianie, mogę nie mieć ochoty tłumaczyć po co z kim i dlaczego... albo nie mieć akurat czasu zgłębiać się w temat. I pisanie tak nagle "to koniec" moim zdaniem nie załatwia sprawy , choć notabene układ był taki a nie inny , jakieś wytłumaczenie byłoby na miejscu , ja potrafię dużo zrozumieć ale niektóre postępowanie może wkórwić ot tak. A zawsze sobie powtarzałam bądź bardziej z dystansem, jak widzę takie postępowanie to mnie krew zalewa, się do kogoś przyzwyczaisz tak po prostu po ludzku zawsze kopa w dupę dostaniesz ale to zawsze. Nie wiem co robię nie tak . Nie można tego wszystkiego jaśniej wytłumaczyć tylko tak nagle znikać.
W sobotę mam zamiar jechać nad morze. Musze pobyć sama , zresztą lubię czasem uciec

Brak komentarzy: